Deathbringer vs Barbarian – miecze śmierci!

Deathbringer - titleNaszło mnie ostatnio na zajęcia archeologiczne. Na szczęście nie wyglądały one, jak na obrazku obok, kuwetalecz nieco przyjemniej. Wygrzebywałem stare gry, które pamiętam z dawnych czasów, ale nie pamiętałem już ich tytułów. Nie było łatwo, jednak kilka gier odnalazłem i zamierzam się tym pochwalić.

Deathbringer (wydany przez Empire w 1992) to gra, z której najbardziej zapamiętałem dwa szczegóły: poziomy scrolling otoczenia, który w dość specyficzny sposób udawał trzy wymiary oraz zabawne intro. Po latach pamięć niestety zawodzi, więc okazało się, że trochę mnie oszukała.

deathbringer_02Po pierwsze intro wygląda zupełnie inaczej niż pamiętałem, ale jedno kojarzyłem dobrze – postać obrywa w nim czymś w głowę i pada na ziemię. Scroll poziomy pamiętałem najlepiej i tu się nie pomyliłem. Jego wyjątkowość polega na tym, że każdy wiersz na ekranie przesuwa się z inną prędkością, co jest swego rodzaju odmianą parallax scrollingu, w którym kilka planów zamieniono na pojedyncze wiersze pikseli. Efekt jest świetny, bo sprawia wrażenie głębi.

Druga rzecz, która mnie zmyliła, to wrażenie, że była to dość fajna gra i dlatego zależało mi na jej znalezieniu. Szukałem jej kilka lat, zupełnie nie pamiętając tytułu. Do tego upierałem się, że zaczyna się na literę G ;). Po szybkim przypomnieniu rozgrywki dotarło do mnie, że Deathbringer to naprawdę durna gra, w której chyba o nic sensownego nie chodzi. Gracz porusza się jakimś pajacem z wielkim mieczem (przepraszam – to pewnie jakiś super heros, czy ktoś taki), który w przekomiczny sposób podnosi wysoko kolana podczas biegu. Na drodze napotyka różne stwory, które musi walnąć mieczem zanim sam zostanie walnięty – smoki, zielone karły, skaczące kamole, duże szczęki, odbyty na nogach, latające kury…. Czyli normalka! Gdy nasz bohater dotrze do końca drogi (wciąż nie wiem czy istotne jest, czy idzie się w lewo, czy w prawo, ale w necie pisali, że od tego zależy, jaki będzie kolejny etap), dociera do bossa – większego potwora (widziałem smoki i gigantów), którego też trzeba walnąć i… iść dalej. I tak naprawdę to wszystko. W tej grze chyba nic więcej się nie dzieje. Tragedia! :-). deathbringer_01Chyba każdy boss ma swój słaby punkt i walka z nim polega na tym, by go znaleźć i strzelić mu w ryj… to znaczy w słaby punkt.

Ale jedno muszę przyznać. Gra, jak na rok 1992 i platformę PC, ma bardzo ładną grafikę. Wszystkie sprajty i elementy otoczenia są narysowane bardzo starannie i kolorowo, w stylu nieco komiksowym. Animacja jest również całkiem zgrabna. I to mnie urzeka w tej grze najbardziej. Jest efektowna i zabawna, choćiaż głupia. Szkoda się nad tym dłużej rozwodzić. Zobaczcie sami na filmie, który nagrałem.

W grze jest muzyka, ale brakuje dźwięków. Nie wiem dlaczego – może powinny być, ale u mnie ich nie słychać. Muzyka jest niestety dość słaba, ale to też wina jej brzmienia rodem z plików midi odgrywanych na starym soundblasterze bez wavetable. Gdy się wsłuchałem, to brzmi, jakby gitarowo, więc może dałoby się z niej jeszcze coś wyciągnąć. Jednak w tego typu grze widziałbym jakąś muzykę kojarzącą się z wikingami. Ot, takie tam moje fantazje.

Okazało się, że Deathbringer był także na Amigę i Atari ST. Na Amigę wygląda podobnie, a nawet nieco bardziej kolorowo, na ST zupełnie tak, jak na PC. I na tych komputerach są dźwięki, w zamian chyba nie ma muzyki (nigdzie jej nie usłyszałem). Ale i one są, niestety, marne…

Barbarian vs DeathbringerBarbarianbarbarian 01Deathbringer przypomina mi trochę starego Barbariana (wydanego przez różnych wydawców na różnych platformach, w tym Psygnosis i Mastertronic). On też jest dość zabawny, ale ma totalnie posrane sterowanie, przez co na dłuższą metę nie nadaje się do grania. Jednak ma kilka lat więcej od Deathbringera (jest z 1989 roku), więc można mu więcej wybaczyć. Nie zmienia to faktu, że trzeba być „geniuszem”, by wymyślić sterowanie ikonkami, jak w Lemingach, do sterowania jedną postacią! Nawet joystickiem gra się sterując kursorem po ekranie zamiast od razu postacią! Dlaczego, ach dlaczego? Tym sposobem Barbarian miał szansę być sympatyczną grą platformową z elementami bijatyki i szczyptą dobrego humoru, a wyszedł gniot, w którego nie da się grać normalnie.

Barbarian (Palace Software, 1987)Nie mylcie tego Barbariana z grą znaną też z 8-bitowców pod tym samym tytułem (czasem też z podtytułem „The Ultimate Warrior”), wydaną przez Palace Software w 1987. Ta gra jest zwykłym mordobiciem z obcinaniem głowy w roli głównej :). Obok mały screen z Commodore 64, dla porównania.

 

Barbarian ma nawet nie najgorszą grafikę, jak na czasy i platformę, na którą powstał (PC). Jest to konwersja z – o dwa lata starszej – gry na Amigę, gdzie tylko grafika wygląda lepiej, bo reszta jest tak samo drętwa, jak i na PC. Niemniej darzę tę grę sentymentem z uwagi na to, że jest to jedna z pierwszych gier, jakie widziałem na PC i grałem w niego nie tylko w kolorze, ale i na Herculesie (2 kolory, jakby ktoś… nie wiedział ;)).

Ale, jak już wspomniałem o durnym sterowaniu, to…. a, to poczekajcie na następny wpis!

Barbarian - prawdziwy twardziel!

Barbarian – prawdziwy twardziel!

Otagowano , , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

O GadZombiE

Zajrzyj na stronę "O mnie i o stronie".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.