
Dawno nie pisałem, ale tym razem nie mogę się oprzeć, ponieważ w moje ręce wpadło najnowsze demo na małe Atari zatytułowane ReWind.
Na wstępie dodam, że od dziecka jestem fanem dem, więc wszystko chętnie zawsze oglądałem. Dawno temu zbierałem wszystko, co mogłem i oglądałem godzinami, zachwycając się efektami, pomysłami, grafiką, a szczególnie muzyką. Bo nie ma dobrego dema bez dobrej muzyki (no prawie). W podstawówce miałem dziwny zwyczaj puszczania dem podczas odrabiania lekcji, więc nie wiem czy wpływało to pozytywnie na matematykę, czy nie, ale zapewniało mi dziesiątki godzin rozrywki.
Za ReWind częściowo stoi jedna z moich ulubionych grup z tamtych czasów, czyli Zelax oraz New Generation, których niestety nie znam (czas to zmienić). Demo Zelaxu Ray of Hope znam na pamięć i jego elementy rzuciły mi się w oczy w ReWind. Może dlatego spojrzałem na to z większym zainteresowaniem niż zwykle oglądam nowe dema w ostatnich latach.

Demo zaczyna się niepozornie od prostych obrazków i efektów przypominających mi mało popularną grę Trust (nie Thrust!). Ale to, co się potem dzieje wywołało u mnie prawdziwą gęsią skórkę i wzruszenie, bo tak dobrego dema moje oczy nie widziały od wielu lat. Tuż po prostym wstępie i pionowymi barami wprost ze starego dema Zelaxu zaczyna się najlepsze. Genialna muzyka idealnie pasuje do bardzo kolorowego i świetnie narysowanego obrazka. Później jest jeszcze lepiej, bo pierwszy raz zastanawiam się poważnie jaki widzę tryb graficzny na ekranie, kiedy suną ogromne napisy z przesuwanym w środku nich obrazkiem! Po chwili znów nostalgia i przeźroczysty box na szachownicy. Gdyby nie muzyka, to bym na to nie zwracał uwagi.
Obrazek jakiegoś cycatego cyborga – bardzo kolorowy, fajny, choć na moją męskość nie podziałało. Następnie pojawia się najbardziej kiczowaty fragment dema, czyli jazda polonezem, którego perspektywa w połączeniu z drogą sprawia, że łzawią mi oczy i nie wiem czy mam astygmatyzm, czy zeza.

Nie trwa to długo, bo kierowca poloneza dojeżdża do trójwymiarowych teksturowanych boxów, które chyba mają udawać wysokie wieżowce (zgaduję). Parę obrazków, chwila nudy i oczom ukazuje się absolutny majstersztyk na atarynkę, czyli parallax scrolling z co najmniej 4 warstwami, które się w całości nakładają. Z przodu widzę jednocześnie prawdziwą przeźroczystość w promieniach słońca, napisy w sprajtach i przepięknie animowany (choć też kiczowaty) ptak. Wszystko w 16-odcieniowym trybie GTIA, poza sprajtowym ptakiem.
I teraz zaczyna się coś, co po raz czwarty wywołało we mnie gęsią skórkę, kiedy właśnie to oglądam, czyli… kierowca poloneza ubiera hełm i okazuje się rasowym mordercą prosto z Dooma! Tu się zupełnie sfajdałem z wrażenia, ujebałem całe gacie i do tej pory nie wierzę w to co widzę! Widziałem różne próby 3D na Atari, ale ta jest absolutnie najlepsza! Panowie, mam nadzieję, że z tego cacka będzie prawdziwy klon Dooma na Atari!? Bardzo bym chciał to zobaczyć! O ja pierdolę, tu są naprawdę przeźroczyste tekstury w ścianach, a ściany nie są tylko pod kątem prostym (czyli to nawet nie Wolfenstein!). To jeszcze nie wszystko. Tam chodzą prawdziwe impy z Dooma i strzelają do mnie, o nie! O tak! Zabici wydają z siebie obłędny okrzyk, który na 100% pochodzi z Alley Cat (no nie mogłem się oprzeć temu skojarzeniu 😉 ). Ale oglądanie tego fragmentu w moim starczym już wieku działa lepiej niż geriavit farmaton. W tle muzyczka oczywiście nawiązuje do pierwszego etapu Dooma. Chociaż niezła, to mam zastrzeżenie, że Atari dałoby radę zaśpiewać ją lepiej i można było trochę polepszyć „instrumenty”. Ale niech będzie.

To wcale nie koniec. Ponownie w trybie 16 odcieni jednego koloru pojawiają się proste kształty 3D z coraz ambitniejszym algorytmem oświetlania. To chyba jakiś phong czy coś w tym stylu. Widziałem już takie, więc nie wyję z zachwytu, chociaż wrażenie robi. Niemniej znowu obsrałem się widząc wypasiony bump mapping tuż po tym (chyba wcześniejsza część poluzowała mi mięśnie odbytu).
Moje rozgrzane zmysły uspokaja chwila z wielkocycą lafiryndą o twarzy rozgniecionego ślimaka, która smrodzi mi papierochem. I tuż po tym bardzo ładnie wymyślone pozdrowienia. Na koniec scroll, credits, greetz i parallax pionowy z 3 warstwami. Fajerwerków nie ma, ale to bardzo przyjemne zakończenie dema w towarzystwie spokojnej muzyki.
Reasumując, ReWind to nieco ponad 10 minut szału na małym Atari, które podniosło mi ciśnienie i już miałem wzywać pogotowie, ale na szczęście zdołałem powstrzymać palpitacje. Od lat nie widziałem tak dobrego dema na atarynkę i aż musiałem się podzielić tym z całym światem. Niech ktoś widzi, że demoscena, choć mała, nadal trzyma się bardzo dobrze.
To jest taki poziom dema, że podchodzi pod sztukę. Tu wyjątkowy kunszt koderski łączy się z poczuciem smaku, dobrym projektem, odpowiednią grafiką i świetnie dopasowaną muzyką, która przewyższa kompozycyjnie zwykłe muzyczki do gier. Czapki z głów. Jestem pod prawdziwym wrażeniem.
Jeśli ktoś chciałby się przyczepić, że demo wymaga 1MB RAMu, to kij mu w oko. Wydaje mi się, że gdyby kolejne kawałki tego dema były doczytywane z dyskietki, to dałoby się odpalić to przynajmniej na stockowym 130XE, jeśli nie na 800XL/65XE. Wątpliwy robi się tylko Doom, bo może wymagałby więcej. Tego nie wiem.
Demo można obejrzeć tu na YT:
W komentarzu jest też link do pobrania całego towaru z Lost Party 2022, na którym demo ReWind było prezentowane i otrzymało pierwsze miejsce.