Pogramy w Tanki? Uważaj na orła! Strzelaj w górę! Nie jedź tam! Nieee! Orzeł! Patrz na niego, bo go rozwalą! Łaaa!
Drodzy posiadacze (obecni lub dawni) popularnego Pegasusa, czy też oryginalnego Nintendo Entertainment System (potocznie Nintendo, albo NES). Czy macie podobne wspomnienia z dawnych lat? A może mają takie wspomnienia odwiedzający salony z automatami?
Jeśli tak, to musieliście mieć Battle City, ewentualnie Tank Battalion, czy też graliście na automatach w Tank Force!
U nas
W Polsce chyba najbardziej popularna była gra Battle City. I to dopiero we wczesnych latach 90-tych. Mieliśmy wówczas wysyp podróbki NESa zwanej Pegasus (w Japonii NES nazywał się Famicom), które można było kupić za nie takie duże pieniądze, nieraz na targach od „Ruskich”. Prawdziwe Nintendo było mniej popularne, jednakże też niektórzy mieli. Sam na takim grałem, bo miał je mój szwagier. Jestem dawnym Atarowcem, więc konsola tego typu wydawała mi się wtedy „be”. Po jakimś czasie jednak zdobyłem tę grę na mojego ówczesnego smartfona, jakim był Game Boy :D. Ale o tym za chwilę.
Większość właścicieli Pegasusa kupowała gry na targach lub w sklepach, wybierając najchętniej chińskie piraty, które zawierały wiele gier w jednym cardridge’u. Prawda? Kupując takie cardridge (a przy okazji, często można było je też wymieniać!) nie sposób było nie mieć kilku popularnych gier, jak Tetris, Super Mario Land, Duck Hunt, czy właśnie Battle City. Zwróćcie uwagę, że Chińczycy lubili zmieniać tytuły pirackich gier, żeby było ich pozornie więcej. Tym sposobem Battle City stało się „Tank A 1990”, „Tank B 1990″… „Tank 1990”, „Super Tank”, „Tank Srank” itd. No dobra, ostatni tytuł wymyśliłem sam, ale było ich od usrania, więc nie sposób wyliczyć wszystkie. Niektóre były zwykłą kopią Battle City, a niektóre oferowały zmienione etapy, a nawet jakieś ulepszenia, np. inne bonusy.
Tyle z naszego polskiego podwórka. Ciekawszym tematem wydaje się historia tej gry, gdyż powstała znacznie wcześniej niż mieliśmy ją w polskich domach.
Część pierwsza: Tank Battalion
Cofnijmy się aż do 1980 roku, gdy powstawały pierwsze hity, które zmieniały świat gier video. Japoński wydawca gier Namco – znany z Pac-Man’a, który został wydany właśnie w tym roku – wydał grę Tank Battalion. Gra była na zwykły automat do gier i miała za zadanie dać rozrywkę graczom, a twórcom napchać kabzy monetami tych pierwszych :). Chyba się udało, bo historia się na tym nie skończyła. Tank Battalion oferował ciekawą rozgrywkę, w której gracz prowadzi mały czołg (pamiętacie 'Allo Allo’? Porucznik Gruber też miał swój „my little tank”!;)) i niszczy… inne czołgi. Plac boju widoczny jest z góry, prawie jak w Pac-Manie, jednak strzelając można powoli rozwalać ściany. W wąskich korytarzach jeżdżą wrogie czołgi, strzelają tak samo, jak gracz, ale ich głównym celem jest zniszczenie bazy gracza. Baza stoi na dole ekranu i oznaczona jest znakiem orła. Zniszczenie wszystkich 20 czołgów wroga oznacza koniec etapu, po którym rozpoczyna się kolejny, bardzo podobny. Ot, cała gra.
Jak na dzisiejsze standardy, to Tank Battalion ma marną grafikę i jeszcze gorszą animację. Wygląda jak gra z ZX Spectrum, a skokowy ruch pojazdów przywodzi skojarzenia z grami w trybie znakowym. Może tak właśnie było? Tego naprawdę nie wiem. Jednak grywalność jest spora, nawet dziś. Biorąc pod uwagę rok produkcji, ta gra musiała robić duże wrażenie. Mimo wszystko uważam, że grafikę mogła mieć lepszą, jak choćby wspomniany Pac-Man, który przecież wyglądał zawsze bardzo dobrze.
Po 4 latach od premiery gry powstał jej port na komputery MSX. Przeniesiono całą rozgrywkę niemal 1 do 1 i trochę ją ulepszono. Dźwięki ma przeciętne, ale gra się w nią znacznie lepiej. Grafika w tej wersji jest praktycznie taka sama, jak na automatach, co wydaje się trochę dziwne, że nikt nie próbował jej upiększyć. Istotną zmianą jest wprowadzenie kilku rodzajów czołgów wroga, które różnią się od siebie kolorem i siłą, tzn. trzeba je kilka razy trafić. Najciekawsze jest jednak, że czasem zjawia się mrugający czołg, który po zestrzeleniu daje graczowi ulepszenie jego pojazdu! Już w 1984 roku w grze pojawiły się zwykle upgrady w czasie grania, które dawały większą siłę i zmieniały nawet wygląd pojazdu! Niezły wypas!
Zastanawiam się dlaczego przeniesiono tę grę na MSX tak późno, skoro rok później (1985) powstała druga część gry – wspomniane wyżej Battle City!
Część druga: Battle City
Battle City to zupełnie nowa jakość. Choć zasady gry zupełnie się nie zmieniły, to jednak ulepszono bardzo wiele, by gra nabrała grywalności na miarę dobrych hitów. Ruch pojazdów jest już zupełnie płynny, całość bardziej dynamiczna. Grafika znacznie lepsza, choć bez fajerwerków. Pojawiły się nowe elementy rozgrywki, takie jak bonusy do zebrania, różne rodzaje ścian, krzaki, woda i różne rodzaje czołgów (co zapoczątkowała wersja na MSX). Bonusy pozwalają na chwilowe wzmocnienie pocisków, chwilową nieśmiertelność, zatrzymanie czasu i inne takie bajery. Dzięki nim można też zupgradować sobie czołg w czasie gry.
Najważniejsze było jednak to, że Battle City zostało wydane na NES, dzięki czemu każdy mógł pograć w domu, bez wrzucania monet do automatów. Ponadto pojawiła się możliwość grania we dwóch graczy jednocześnie, co ogromnie zmieniło grywalność! Gra stała się bardzo popularna. Nic dziwnego, bo (szumnie zwany) multiplayer zawsze podnosił grywalność. W podstawówce granie z kumplem na dwa joye (pady) to była zawsze genialna rozrywka i żadna gra na jednego gracza nie mogła tego zmienić. Nawet przeciętna gra w takiej formie staje się o wiele lepsza! To jeszcze nie był koniec atrakcji, bo dla znudzonych graczy dostępny był też edytor etapów! Każdy mógł zrobić własny i go zdemolować czołgiem, niestety zapisać to mógł go sobie… na kartce ołówkiem :).
BC jednocześnie wydano w wersji automatowej, na maszynie całkiem zbliżonej do zwykłego NESa, jednak zbudowanej w formie automatu. Nazywała się Nintendo VS. System ponieważ pozwalała na jednoczesną grę dwóch graczy. Z tego też powodu w tej wersji gra ma tytuł VS. Battle City. Z wyglądu i w rozgrywce różnic praktycznie nie ma.
Aż 6 lat było potrzebne, by Battle City znalazło się na przenośnej konsoli Nintendo Game Boy. Wciąż jestem jego szczęśliwym posiadaczem i miałem kiedyś tę grę. Chociaż w graniu wiele się nie różni od wersji NESowej, to posiada jedną podstawową różnicę. Z powodu małego ekranu widzimy tylko część pola walki, co rekompensuje mała mapka w dolnej części ekranu. Gdy nie widać całości mapy, gra się znacznie trudniej. Z oczywistych powodów gra ma też mało kolorów, jednak wygląda bardzo podobnie.
Część trzecia: Tank Force
W tym samym roku, gdy wydano BC na Game Boy’a, czyli w 1991, oddano graczom kolejną część gry. Wkroczyliśmy na jeszcze wyższy poziom, gdzie rządzą reguły bliższe typowym japońskim shooterom! Piękna, kolorowa grafika, płynne animacje, bossy, ostra strzelanina, duża dynamika gry i aż do 4 graczy jednocześnie! Tank Force to ostatnia część tej gry, która była oficjalnie wydana przez Namco. Dedykowana już tylko dla automatów, swoją dynamiką i efektami przypomina wiele japośkich gier zręcznościowych z przełomu lat 80-tych i 90-tych. Czołgi strzelają o wiele szybciej, można zdobyć lepsze bronie. Wrogów napływa na ekran więcej, a zbierane bonusy są znacznie bardziej atrakcyjne – przykładowo przelatujący ogromny samolot niszczy wszystkie czołgi wroga, co jest odpowiednikiem wysadzenia wszystkich wrogów naraz w Battle City. Co kilka etapów część ekranu zabiera boss w postaci dużych dział, pociągów itd, które należy dodatkowo zniszczyć. Pomiędzy etapami pojawia się mapa, na której są oznaczane kolorem pola po wygranej bitwie. Mimo, że gracze ze sobą współpracują, to jednak każdy etap jest jednocześnie ich rywalizacją i ten, kto zniszczył więcej przeciwników, zajmuje pole na mapie.
Świetne jest to, że Tank Force wciąż daje podobną przyjemność z gry, jak wcześniej. Niczego nie psuje, ale bardzo ulepsza i grafikę i grywalność. Dla mnie to rewelacja! Przy tym Battle City wypada już blado, choć to przecież nadal świetna gra.
Porty i remaki
Opisane wyżej gry na pewno miały swój wpływ na rozwój dalszych gier tego typu. Nie widziałem żadnych dobrych, ani słabszych portów na inne komputery. Są gry zbliżone, jak np. Tank Battle na Commodore 64, czy polska gra Tanks na małe Atari. Jednak konkretnego portu na inne maszyny nie widziałem. Stąd te gry znane były głównie w gronie użytkowników NES i pochodnych, albo bywalców salonów gier.
Wspomniany Tanks na Atari XL/XE zasługuje na kilka słów, gdyż to całkiem nieźle wykonana gra. Nie jestem pewny, czy zamiarem twórców było zrobienie czegoś z rodziny Battle City, czy nie, jednak rozgrywka jest całkiem do tego zbliżona. Mam do niej trochę zastrzeżeń, bo jest dość anemiczna i pół ekranu jest zmarnowane na nic nie wnoszący obrazek. Gdyby ulepszyć dynamikę i powrócić do pierwotnych założeń (obrona bazy i walka z wrogimi czołgami) zamiast nudnego śledzenia czołgów po zbyt szerokich korytarzach, to mielibyśmy bardzo dobrą grę na Atari jeszcze w latach, gdy było ono względnie popularne w naszym kraju. Lubiłem tę grę, jednak uważam ją za straconą szansę zrobienia czegoś znacznie lepszego.
W późniejszych latach pojawiły się remaki Battle City. Dziś jest ich sporo, ale w żaden nie grałem i nie chcę wyrażać swoich opinii. Widziałem nawet trójwymiarową wersję na Androida, lecz nie wygląda zachwycająco z powodu sztywnej animacji i niedopracowanej grafiki. Jest sporo innych gierek tego typu pod Windows, a nawet we flashu. Sami oceńcie, czy warto je sprawdzać i w nie grać, czy może lepiej pozostać przy oryginale :).
Samochwała
Kilka lat temu i ja spróbowałem swych sił, by odtworzyć najlepsze elementy Battle City i dodać do nich trochę nowości oraz opatrzyć inną grafiką. Efektem moich wysiłków jest gra Battle Machines 3D, którą za darmo pobierzecie z mojej strony. Nie została ukończona, bo najlepsze już zrobiłem, czyli program, a etapów mi się – jak zwykle – nie chciało tworzyć :). Jest do tego nawet edytor. Jak zwykle poszedłem na łatwiznę i dodałem generator losowych map, który w zupełności wystarcza do pobawienia się. Miałem dwa główne cele, które osiągnąłem. Po pierwsze wrogie czołgi miały zachowywać się w miarę inteligentnie. To była podstawa tego projektu. Starają się dotrzeć do gracza i potrafią to zrobić nawet przez najbardziej zawiły korytarz, o ile tylko droga do niego jest dostępna. Starają się zniszczyć czołg gracza, jednocześnie uciekając przed kontratakiem. Największą zabawą było „nauczenie ich”, by chowały się za ściankami i zza nich wysuwały się strzelając w gracza. Działa! Drugi cel, to fajny wygląd pojazdów i ich płynny i dość naturalny ruch, jednocześnie równie prosty w obsłudze, jak w Battle City. Czołgi mają dyndające antenki i fajnie się chwieją podczas jazdy. Wystarczająco dobrze, żebym się mógł zachwycać swoim nadnaturalnym talentem ;-). Obejrzyjcie, co Wam szkodzi? 🙂
Kończąc samochwalstwo zejdę na ziemię i pokażę Wam film z omówionymi grami. Na koniec video z mojego dzieła, które popularności nie zdobyło żadnej i popadło w zapomnienie. Pozostała satysfakcja i posmak prawie-zwycięstwa ;).