Oni migają tymi kolorami… – recenzja książki

Pod koniec 2019 roku przypadkowo trafiłem na zapowiedź nadchodzącej książki, która ma tak krzykliwą okładkę, że nie było szans, żebym jej nie zauważył i nie skojarzył z tym, co tygryski lubią najbardziej. Tęczę Atari rozpoznam nawet z zamkniętymi oczami, nawet jak zostanę daltonistą i nawet jak się ją pokaże bez kolorów. Ba, nawet jak się ją pokaże w dwóch kolorach! O! Książka ma absurdalnie długi tytuł, co w połączeniu z tłem, było wystarczające, abym się zainteresował. Oni migają tymi kolorami w sposób profesjonalny. Tak, to tytuł książki! Ma jeszcze podtytuł…

Książka jest tak naprawdę długim wywiadem z Tomaszem TDC Cieślewiczem, który jest jednym z filarów AtariOnline.pl. Postanowiłem ją nabyć i przeczytać. Jedyne, co wiedziałem o niej wcześniej, to tylko, że jest na tematy retro-komputerów, starych gier, a podtytuł „Narodziny gamedevu z ducha demosceny w Polsce” ukierunkował moje wizje na nasze rodzime podwórko. Dziś czytanie mam już za sobą i trochę własnych przemyśleń. W międzyczasie miałem przyjemność oglądać na YouTube nagranie ze spotkania KWAS #18 z 11 stycznia 2020 (drobne 3 godziny…), na którym także była promowana niniejsza książka. Można przy okazji zobaczyć TDC na żywo i posłuchać jak dużo gada, dlatego ta książka jest taka długa :). Bardziej na serio, to książka ma około 300 stron, ale czyta się ją gładko i błyskawicznie. Nagranie jest ponadto fajnym uzupełnieniem książki, więc polecam także obejrzenie.

Jeśli ktoś pamięta polskie realia z lat 80-tych i 90-tych minionego wieku, to lektura będzie przyjemnym powrotem do przeszłości (dla mnie – do dzieciństwa). Wieje nostalgią, wzbudza wiele miłych wspomnień o budach z automatami, graniu na Atari przed czarno-białym telewizorem i wgrywaniu gier z kaset. TDC ma dużą wiedzę o tym, jak wyglądał wówczas „rynek” gier, którego w zasadzie początkowo nie było. Mnóstwo gadania o giełdach, piratach i polskim rozwoju komputerów na naszym skromnym podwórku, kiedy świat już był o wiele kroków przed nami. To, co my mieliśmy jako nowość, tam już odchodziło w przeszłość. Byliśmy solidnie zacofani, ale dało nam to specyficzne warunki.

Poza tym sporo jest rozmów o demoscenie, która się wówczas rodziła, a potem rosła w siłę. Rozmówca uczestniczył w tym także, więc zna temat bardzo dobrze, znał się z niektórymi scenowcami. Sam pisał sporo na Atari, do dziś jest aktywnym programistą. W międzyczasie pracował dla firmy Mirage, która była jednym z najważniejszych wydawców gier na 8-bitowce w Polsce, więc kto miał Atari, ten zapewne kojarzy.

Najbardziej spodobały mi się opowieści o tym, czego wówczas nie było się jak dowiedzieć, a TDC po prostu to zna z autopsji. Dobrze się czyta opowieści o tym, jak powstawały najstarsze gry wydane w Polsce, kto z kim się znał i z kim lubił. Jak wyglądała praca w polskich firmach produkujących gry. Tak samo, jak opowieści o demoscenie. Wszystko jest okraszone wieloma przykładami, tytułami gier i dem, więc można sobie samemu je obejrzeć pobierając np. z atarionline.pl, jeśli się ich nie widziało. Sam sprawdziłem w ten sposób parę dem, których nie znałem, a jest o nich mowa. To naprawdę fajna podróż w przeszłość!

Oglądając KWAS #18 dowiedziałem się o rzekomej fali hejtu na omawianą tu książkę. Nie rozumiem powodu, żeby wylewać na książkę pomyje, bo mnie akurat przypadła do gustu. Nie wgłębiałem się nadto w temat „hejtu”, bo nie lubię czytać cudzych narzekań na cokolwiek, więc w zasadzie nie wiem co ludziom się tak nie podobało. Z pewnością nie wszyscy odebrali ją źle, ale głośno narzekający są zawsze najbardziej zauważalni. Książka jest nieco stronnicza, to znaczy jest opowiadana z punktu widzenia Polaka, który żył w polskich realiach. Nie można więc mieć nadziei, że poczytamy o powstawaniu gier z przełomu lat 70/80 na Zachodzie. Tu jest mowa, w zasadzie, prawie tylko o polskich grach, począwszy od końcówki lat 80-tych. Momentami miałem wrażenie, że Tomasz z przesadą omawia polskie odkrycia w gamedevie. Niektóre rozwiązania, które pojawiły się w grach i demach są opisane tak, jakby naprawdę nigdy wcześniej nic podobnego nie powstało. Jednak czytając o niektórych miałem odczucie, by zapytać „naprawdę?”.

Miejscami też odczułem lekką przesadę, a może TDCa już zawodzi pamięć. Z rozmowy zrozumiałem, że na początku lat 90-tych były dostępne prawie tylko komputery 8-bitowe, a my mieliśmy tylko kilka wybitnych, pionierskich gier. Pecety jeszcze do niczego się nie nadawały i Atari było od nich lepsze. No coś mi tu nie gra, kiedy myślę o własnej młodości. Nie żyłem w zamożnej rodzinie, która miała setki dolarów, aby kupować wszystko, czego chcemy w Pewexie. Nie miałem też rodziny zagranicą, by wysyłali nam rarytasy, których nie ma nikt w Polsce. A jednak komputer PC 286 z kartą VGA miałem już w 1991 roku. Koledzy w podstawówce mieli różne komputery, w tym Amigi i pecety. W 1992 wyszedł Wolfenstein 3D, a w 1993 Doom na pecety! I naprawdę te gry były dostępne już u nas prawie natychmiast. Oczywiście, że pirackie i wszyscy to wiemy, ale wtedy każdy to już widział, kto miał tylko dostęp do takich komputerów. Więc nie czarujmy się, że do 1995 roku, w Polsce nikt nie widział więcej od pojedynczych Amig. W 1995 wyszedł na PC Quake! Świat już prawie nie pamiętał czym są komputery 8-bitowe.

Jeszcze jedna drobna rzecz, która mnie poruszyła podczas czytania, to wypowiedzi TDC na temat pisania gier, łatwości ich robienia i o tym, że wystarczy zrobić fragment gry, bo reszta jest już niepotrzebna. Zupełnie się nie zgadzam z takim podejściem. Sam pisałem gry już w podstawówce, robię to do dziś. Doskonale wiem jak wygląda proces twórczy i ile wymaga pracy. Zawsze też cierpiałem na nadmiar pomysłów, które bardzo chciałem realizować. Przez to wiele gier nie dokończyłem, bo chciałem zaraz tworzyć następne. Potem zawsze żałowałem, że to zostało nieskończone. Tworzenie gry, zaczynając od najciekawszych jej elementów, jest naprawdę ekscytujące, ale jej dokończenie to zwykle znacznie trudniejsza praca. Jeśli więc zrobi się tylko zarys gry, jej drobny fragment, to jeszcze nie oznacza, że całość będzie wykonalna. Szczególnie, gdy pisze się na mocno ograniczony sprzęt z 64KB pamięci. Zmierzam do tego, że gdyby każdy tak mówił, to mielibyśmy tysiące super pięknych i wybitnych szkiców, dem, wręcz mockupów, a dobrych, pełnowartościowych gier prawie wcale. Czasem oglądam w sieci takie tech-dema, gdzie ktoś pokazuje zarys gry, ładną grafikę, fajny scroll, dużą postać na ekranie i… nic więcej tam nie ma. Ludzie oglądają, klaszczą, komentują i piszą, że tak niewiele już brakuje i będzie super gra, lepsza niż kiedykolwiek powstała na jakimkolwiek porównywalnym sprzęcie. A to wszystko gówno prawda. Często taki efektowny szoł jest absolutnie niewykonalny w formie pełnej gry, bo poza tym brakuje całej reszty logiki gry, pozostałych elementów graficznych, których może się już wręcz nie dać zrobić na danym sprzęcie. Bo to demo właśnie osiągnęło wszystkie granice tego komputera i rozbudowanie go do pełnej gry jest już niemożliwe.

I jakoś tak wypowiedzi Tomasza natchnęły mnie, żeby podzielić się z Wami moją refleksją na temat takich niedokończonych projektów, które mogłyby być grami, a będą na wieki tylko zwykłym demem.

Tyle moich lekkich obiekcji co do wypowiedzi Tomasza. Najlepiej będzie, jak przeczytacie sami. Nie trzeba się przecież z wszystkim bezwarunkowo zgadzać. Z pewnością jednak „Oni migają…” przyniesie wszystkim starszym masę wspomnień, a młodszym w obrazowy sposób opowie o tym, jak walczyliśmy o granie w ubiegłym wieku :). Kawał fajnej historii, której nie wyczyta się nigdzie tak dobrze, jak słuchając jej bezpośrednio od osoby, która w tym żyła i żyje do dziś.

Dla mnie książka warta kupienia, szczególnie, że jej cena to średnio 2-3 paczki papierochów, więc zamiast się truć, lepiej poczytać. Gdybym musiał ją ocenić w skali 1-10, to dałbym jej 8 punktów. Nie oczekiwałem po niej nic więcej niż przeczytałem, więc nie jestem zawiedziony. Przeczytajcie. Oceńcie sami.

Otagowano , .Dodaj do zakładek Link.

O GadZombiE

Zajrzyj na stronę "O mnie i o stronie".

Jedna odpowiedź na „Oni migają tymi kolorami… – recenzja książki

  1. Tdc komentarz:

    Witaj!

    Miałeś odczucie, by zapytać „naprawdę?” – proszę bardzo pytaj;) Może chcesz zapytać o trójtryb w linii? Bo jest to odkryte i dostępne tylko na Atari 😉 Jeśli piszę, że coś powstało po raz pierwszy na świecie i wyłącznie na Atari to znaczy że tak jest;) Jak nie wierzysz to poszukaj trójtrybu na jakimkolwiek komputerze z epoki w dowolnej cenie;)
    Jako dodatek frajdy poszukiwań możesz poszukać również na współczesnych maszynach…

    Co do peceta, to sam piszesz że w 1991 roku miałeś 286, tymczasem w 1992 roku była premiera procesora Pentium, a kata VGA również miała już kilka lat, więc sam przyznałeś, że pecety w Polsce leżały i prawie nie istniały (do tego można zadać pytanie: a czy miałeś kartę dźwiękową do tego peceta?? bo w Atari dźwięk w grach był od zawsze 😉 ). Następnie piszesz, że w 1992 wyszedł Wolfenstein 3D, no dobrze… ale na 286 nie dało się w niego pograć, większość posiadaczy peceta grała w niego na 486 i… bez karty dźwiękowej… Pecet to była katastrofa, samo posiadanie peceta nie sprawiało, że mogłeś sobie pograć…. Na 286 mój sąsiad uruchamiał jedynie Prince of Persia Takie były realia i tak mu się rozgrzewał CPU na tej grze, że wsadzał baterię R20 do zamrażalnika a następnie stawiał na procesorze, aby można było sobie pograć choć chwilkę…
    Pecet to nie był żaden powód do dumy, a ja w tej książce powołuję się na wiele przykładów i cytatów z epoki (choćby gry 3D na Amigę itp.).

    Co do szkiców gier, to kompletną plotką jest jakoby dema gier zabierały całe możliwości Atari. Te grą są nieukończone, co nie należy mylić z ich niemożliwością wykonania/ukończenia. Proszę sięgnąć na YT po panel „Atari vs Commodore decydujące stracie” na Pixel Heaven. Tam podaję ciekawe przykłady gier, np. grę która zajmuje jedynie ~10% czasu procesora, bo większość co się w grze dzieje wykonuje procesor graficzny + drugi układ graficzny.

    Co do niedokończonych gier, to masz sporo racji, jednak w książce jest to omawiane w kontekście np. Game Jamów – w których uczestniczę od ~10 lat. To co udostępniam na party również jest tworzone podobne.

    Dziękuję za przeczytanie książki i cieszę się że wywołała tyle wspomnień!;) Pozdrawiam;)
    Tomek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.