Klątwa w grobowcu – Pharaoh’s Curse

Pharaoh's Curse na Atari XL/XERaz na jakiś czas wracam do dalekiej przeszłości i przypomina mi się jedna z pierwszych gier, jakie poznałem w życiu. Nic dziwnego, bo ta gra ma już ponad 30 lat, jest z 1983 roku. I wciąż jest uznawana za jedną z lepszych gier tamtych czasów, za jedną z najlepszych na małe Atari. I była też na Commodore. Kiedy dopadnie mnie nostalgia i wspomnienia wracają, nie mogę się oprzeć, żeby po raz kolejny usiąść do Atari i włączyć Pharaoh’s Curse!

Pharaoh's Curse - okładkaZabawne, że ten apostrof w tytule gry jest poprawny, a mimo tego na winiecie gry go brakuje. Na pudełku było już bez błędu… Bez tego błędu, ale za to był inny! (spójrzcie sami) :). Wersja z Atari tak wygląda. Ta z C64 jest już poprawna. Samego pudełka nigdy na oczy nie widziałem, bo w tamtych czasach grę ładowałem z przegrywanej od znajomych kasety. Pewnie BASF. Te france, które miały 90 minut długości potrafiły przechować ogromną liczbę gier, a potem większość z nich się nie chciała załadować. Pamiętajcie – nigdy nie używajcie „dziewięćdziesiątek” do przechowywania gier na Atari ;). Sześćdziesiątki były znacznie pewniejsze. A skan oryginalnego pudełka zobaczyłem dopiero w XXI wieku, w Internecie. Zupełnie niedawno. Zaskakujące, jak bardzo piękne obrazki ozdabiały okładki gier tamtych czasów i jak mało miały się one do rzeczywistości widzianej potem na ekranie komputera :-).

Pharaoh’s Curse kojarzy mi się z długimi godzinami skakania po komnatach wewnątrz piramidy, sporymi nerwami, że znowu się nie udało i wielkim wysiłkiem, żeby dotrzeć w trudniejsze miejsca. Niektóre komnaty były banalne i przechodziłem je prawie z zamkniętymi oczami, a te położone głębiej potrafiły zaleźć za skórę tak bardzo, że myśl o ich przejściu przyprawiała mnie o gęsią skórkę.

Pharaoh's Curse na Atari XL/XEMimo wielu trudności, zawsze lubiłem tę grę. Bardzo wciągało mnie to szybkie bieganie i częsta ucieczka przed mumią i duchem faraona. I ciągły strach, że coś się za chwilę wydarzy. Gra nie daje graczowi chwili wytchnienia. Kilka sekund postoju i gwarantowane jest, że zaraz przyjdzie któryś z potworów, albo przyleci ptak, który porwie gracza i rzuci nie wiadomo gdzie. Każdy lot w szponach ptaka również nie jest bezpieczny, bo po drodze można zostać trafionym przez potwora i zginąć zanim się stanie na ziemi. Jakby tego było mało, w wielu przejściach między komnatami często pojawia się mała „loteria”, która kusi jak jednoręki bandyta. Gdy się ją widzi, od razu chce się lecieć w nadziei, że złapie się koronę, a tu… leci strzała i ćwierć sekundy na zastanowienie nie wystarcza, żeby zdążyć uciec!

Pharaoh's Curse na Commodore 64 i AmigęSkoro jest tyle niebezpieczeństw, to może lepiej przejść wszystko ostrożnie i powoli, żeby nic nie zepsuć? No pewnie! Tylko to okazuje się jeszcze trudniejsze. Gdy gracz już próbuje ostrożnie przejść przez komnatę i zdobyć skarb, wymierza każdy skok, to nagle nadleci ta cholera i tuż przed skarbem potrafi porwać i zostawić w jednej z pierwszych komnat. I znowu trzeba lecieć w to samo miejsce. Im więcej trzeba skakać po półkach w jednym miejscu, tym jest gorzej. Jest kilka komnat, które są najbardziej zręcznościowe z całej gry. Trzeba przeskoczyć po wielu małych półkach, żeby dotrzeć do skarbu. Tu przeważnie kończy się na jeden z kilku sposobów: porwie ptak, nie uda się skok i postać spadnie na dół, albo trafi się na potwora, który strzeli i bezlitośnie zabije gracza. Bezpieczne przejście do końca okazuje się dość trudne ;). Oczywiście za którymś razem się udaje, ale ile to kosztuje nerwów! Do tego do części skarbów trzeba dojść mając klucz, jednak ptak przy porwaniu zawsze go kradnie i trzeba zdobyć go ponownie.

Aaaale spoko, te trudności dla wprawnego gracza to żadne wyzwanie! Każdy kiedyś ukończył Pharaoh’s Curse. Tylko ile przy okazji w nerwach zniszczył sprzętów wokół siebie, to już trudno zliczyć ;). I co z tego? Pharaoh's Curse na Atari XL/XEGra wywołująca emocje jest najlepsza! Ta z pewnością je wywołuje, bo jest bardzo szybka i nie daje odpocząć. I może właśnie to jest w niej takie pociągające? Do dziś nie rozumiem co widzę w tej starej grze z przeciętną grafiką. Niby przeciętną, mało kolorową, a jednak obrazy komnat mam wryte w pamięć od lat i nie potrafię zapomnieć. Zauważcie jednak, że każda z komnat jest inna, jedyna w swoim rodzaju. Tu nie ma mnóstwa podobnych do siebie pomieszczeń, jak w wielu innych grach. Jest ich tylko 16, ale każde jest dla gracza innym wyzwaniem.

Tak, uwielbiam tę grę i nie przestanę wielbić. Zawsze była dla mnie świetna i nie przeszkadza mi fakt, że ukończyłem ją dziesiątki razy (ukończeniem nazywam zebranie wszystkich skarbów, bo wtedy zaczyna się od nowa trochę trudniejszy poziom, ale w zasadzie to samo). Nadal chcę więcej. Czego mi w niej brakuje? Może kontynuacji. Gdyby powstała druga taka, najlepiej bez większych zmian w rozgrywce, ale z nowymi komnatami, to byłby prawdziwy wypas. Dziś usiadłbym do niej z wypiekami na twarzy, jakie miałem blisko 30 lat temu, gdy w nią grałem!

Duch faraona w dzieciństwie był dla mnie straszny. Może tak działał na mnie jego wygląd, a może to, że był taki szybki, nieobliczalny, trudny do zastrzelenia (z mumią jest łatwiej) i gdy go widziałem, to wolałem wiać niż stawać z nim oko w oko. Z drugiej strony całkiem zabawnie się porusza, ale to może dostrzegłem dopiero później, gdy przestałem się go bać, bo byłem już trochę starszy ;). Natomiast główny bohater gry, którym gracz porusza joystickiem, to taki Indiana Jones lub Howard Carter*, który odważył się wejść do wnętrza piramidy, nie bacząc na legendę o klątwie i chce skraść wszystkie skarby, które leżą tam od tysięcy lat. Wygląd tej postaci też mnie bawi, bo śmiesznie podskakuje (szczególnie, jak się chwilę nic nie robi), a do tego wydaje przedziwne dźwięki podczas poruszania. Może to jego skrzypiące buty? Pharaoh's Curse na Commodore 64 i AmigęW ogóle grę wypełniają dziwne, tajemnicze dźwięki. Przed nadejściem potwora zwykle słychać ciche odgłosy. Tajemniczości dodaje muzyka na winiecie, która sprawia wrażenie bardziej… losowych dźwięków. Te wszystkie dziwaczne detale świetnie łączą się w jedną całość – bardzo wciągającej gry zręcznościowej. Zdecydowanie jednej z najlepszych z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych. Budzi ona pewne skojarzenia z Montezuma’s Revenge (tam Pedro wszedł do fortecy Montezumy), czy z niektórymi grami o Indianie Jones’ie. Na PC była seria gier Pharaoh’s Tomb, które też są lekko w tym klimacie. Jednak Pharaoh’s Curse jest jedyny w swoim rodzaju.

Gra powstała na Atari XL/XE i jednocześnie wydano ją też na Commodore 64 i VIC-20 (to takie prawie C64). Wydaje mi się, że na na C64 zrobiono grę jako drugą, wzorując się na wersji atarowskiej. Na C64 różni się bardzo niewiele, ale jest trochę wolniejsza i przez to wydaje mi się łatwiejsza. Na Atari po chwili grania na ekranie rozpętuje się burza, gracza biega, za nim mumia i faraon, wszyscy strzelają, z podłogi wyłażą pułapki, a między tym lata jeszcze ten wredny ptak, który tylko czyha na gracza, żeby go porwać i zostawić znowu w jakimś niewygodnym miejscu. Na C64 mamy to samo, ale jakby w zwolnionym tempie i łatwiej zapanować nad sytuacją. Najbardziej istotną różnicą jednak jest to, że na C64 w pierwszym etapie poruszamy się tylko po połowie mapy.Pharaoh's Curse na Commodore 64 i Amigę W drugim odkrywają się 4 kolejne komnaty niżej, a w następnym 4 ostatnie. Na Atari wszystko dostępne jest od razu, stąd kolejne etapy od siebie bardzo niewiele się różnią. W sumie ten zabieg wydaje się fajny i może nawet szkoda, że na Atari tak nie ma. Jest też kilka detali: gdy ptak niesie gracza, na C64 wszystko jest zatrzymane, a na Atari nadal działa. Przez to gracz może oberwać od wroga w locie. Albo na windzie gracz musi stać aż dojedzie do końca, a na C64 może zeskoczyć kiedy chce. Kilka lat później (w 1990) grupa Bignonia nieoficjalnie przeportowała tę grę też na Amigę, odwzorowując niemal w 100% wersję z C64.

Najśmieszniejsze, że gra zawiera pełno błędów, a niektóre są bardzo widoczne. Postać potrafi czasem przejść przez ścianę, czasem potwory przez nią też przechodzą. Zdarza się wyjść z jednej strony ekranu z kluczem i otworzyć nim drzwi po przeciwnej stronie, chociaż się do nich nie podeszło. Sprajty czasem pozostawiają ślady w górnej części ekranu, a potem na siebie się nakładają powodując kolizje i przez to wywołują działanie. Np. sprajt ptaka potrafi zetknąć się ze sprajtem gracza i nagle lecimy, chociaż przecież ptak nas nie złapał. Do tego jest sporo niedokładności, postać gracza jest dość sztywna i potrafi spadając zahaczyć się o półkę jednym pikselem ręki i można na nią wejść. Podczas skakania zdarza się „wejść” w podłogę, przez co kolejny skok się często może nie udać. Jednak do tych wszystkich niedokładności i błędów można się było przyzwyczaić i w efekcie są one takim dodatkowym utrudnieniem. Przez nie gra jest mniej przewidywalna i zaskakuje, jednocześnie denerwując ;).

Chucky Mendoza and the Curse of the Pharaoh na PCZnalazłem w sieci grę, która z całą pewnością jest bardzo inspirowana Pharaoh’s Curse. Nie spełniła moich oczekiwań (były spore :)), jednak na swój sposób mi się spodobała. Gra jest mocno oldschool’owa i takie jest jej założenie, co można wyczytać na stronie autora (ma być retro, i to retro-hard!). Ma pikselowatą grafikę, jednak zdecydowanie w innym stylu niż pierwowzór. Zrobiona jest na modłę nowych gier w stylu retro (moda z ostatnich lat), które stworzone są we flashu i sieć jest nimi od jakiegoś czasu zalewana. Mnie ten wygląd średnio przekonuje, ale z pewnością dobre wrażenie robią komnaty bardzo wzorowane na Pharaoh’s Curse.Chucky Mendoza and the Curse of the Pharaoh na PC Sami się przekonajcie (screeny obok). Chociaż komnaty mają podobny układ półek, to gra jest w innym stylu i gra się w nią zupełnie inaczej. Przede wszystkim mniej liczy się prędkość grania, a bardziej precyzja. Zupełnie odwrotnie niż w pierwowzorze, gdzie nie trzeba było być bardzo dokładnym, ale z pewnością szybkim, ostro nawalać i skakać, żeby nie dać się zabić. Tu jest o wiele spokojniej i mniej nerwowo. Gdy pierwszy raz w to grałem, każda kolejna komnata wywoływała u mnie uśmiech na twarzy. A grywalność? Dla mnie przeciętnie, ale nie skreślę jej za to od razu. Oceńcie sami. Chucky Mendoza and the Curse of the Pharaoh na PCGra ma zabawny tytuł Chucky Mendoza and the Curse of the Pharaoh i pobierzecie ją za darmo stąd. W zasadzie nie wiem dlaczego bawi mnie nazwisko Chucky Mendoza, ale to nic…

 

* Howard Carter – brytyjski archeolog, który w 1922 roku odkrył w Egipcie grobowiec faraona Tutanchamona z 14. wieku p.n.e., otworzył go i wszedł do środka, znajdując złoty sarkofag (który też otworzył) i mnóstwo skarbów. Lokalna legenda mówiła, że każdego, kto naruszy grobowiec spotka śmierć. W ciągu siedmiu lat od odkrycia, 12 członków grupy zmarło, co było pożywką dla tych, którzy wierzyli w klątwę, chociaż biorąc pod uwagę tak długi okres czasu, wydaje się to lekko naciągane ;).

Otagowano , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

O GadZombiE

Zajrzyj na stronę "O mnie i o stronie".

4 odpowiedzi na „Klątwa w grobowcu – Pharaoh’s Curse

  1. heby komentarz:

    Ta gra ma jedną z najdziwniejszych „fizyk”zrobionych kiedykolwiek. Coś podobnego, ale w mniejszej skali widać było na jumpmanie.

    Zamiast bazować na siatce 8×8 i ścisłych regułach tutaj mamy do czynienia z analizą (chyba) koloru pixela pod butami i automatycznym podnoszeniem bohatera ponad poziom pixeli. Zadziwiające 🙂 Jak programista muszę przyznać że ta gra jest rzadkim przykładem myślenia sprawnie inaczej…

    • GAD ZombiE komentarz:

      Miało to swój urok, kiedy z powodu różnych błędów (jak postać wlazła „do” ściany) gra stawała się mniej przewidywalna :). Dzięki temu również ekrany gry, w tym poruszające się postaci, nie były sztywno wpisane w siatkę, a dowolnie i płynnie poruszały się po całym ekranie. Moim zdaniem to rozwiązanie wcale nie było takie złe. I przyznam się, również jako programista, w mojej dawnej grze Sadist (sadist.art.pl), nawet w obu jej częściach, zastosowałem dokładnie ten sam sposób dla każdej postaci na ekranie, co tutaj. Przy czym poza sprawdzaniem piksela pod postacią, sprawdzane są też w kilku innych miejscach, aby postać nie wpadała „w ściany” zbyt łatwo.

      A co do Jumpmana to się zgadzam. Tam było dość podobnie i były te same efekty uboczne.

  2. Pancho komentarz:

    Przyznam się szczerze, że dla mnie zawsze przeciwnicy to byli konkurencyjni bandyci, którzy chcą obrabować świątynie. Przecież strzelają. Teraz widząc okładkę i mając świadomość, że to faraon i mumia (dla mnie miał karabin, a nie wystawione ręce) wiem, że przez prawie 30 lat żyłem w błędzie.

    • GAD ZombiE komentarz:

      Właśnie dlatego napisałem o tym, jak bardzo bogata potrafi być okładka, a jak wygląda sama gra. Gdy ktoś grał w grę nie widząc nigdy okładki, potrafił wyobrazić sobie bardzo wiele i nieraz okazywało się, że myśli zupełnie niewłaściwie. To też było dość fajne, że każdy interpretował sobie po swojemu to, co widzi na ekranie. Dziś w grach wszystko jest oczywiste, a wtedy połowa tego, co się odbierało, była niejasna i przez to pobudzała wyobraźnię 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.