Jak skończył (się) Blue Max: 2001?

Blue Max: 2001 na Commodore 64Ponieważ ostatnio wróciłem do Blue Maxa i pokazałem Wam jego zakończenie (w końcu nie każdy musiał je już widzieć), postanowiłem iść za ciosem i zająć się drugą częścią tej gry – Blue Max 2001.
W tym przypadku sytuacja jest nieco trudniejsza, gdyż jeszcze nigdy nie ukończyłem tej gry, bo była dla mnie zbyt trudna, ale uparłem się, że to zrobię i nagram, abyście mogli to zobaczyć. Zwarłem poślady i wymęczyłem to, korzystając z dobrodziejstw emulatora (chyba wiadomo w czym rzecz?). Co lepsze, grę ukończyłem, na co dowody są w filmie, ale dopiero potem dowiedziałem się, że można było zrobić to łatwiej, a ja się tak trudziłem ;). O tym za chwilę. Tytuł tego tekstu jest dwuznaczny. Z jednej strony pokazuję Wam zakończenie gry, a z drugiej opowiem, dlaczego (częściowo moim zdaniem) BM2001 był lekkim niewypałem. Na początku parę słów wprowadzenia, ponieważ jeszcze o tej grze wcześniej nie pisałem.

Blue Max: 2001 na Atari XL/XEBlue Max 2001 powstał zaledwie rok po pierwszej części, bo w 1984. Być może miał zostać wydany w chwale Blue Maxa, który jest naprawdę genialną grą, wyprzedzającą swoje czasy z powodu fenomenalnego dopracowania. Niestety, jak to z sequelami bywa, nie do końca się udało. Pierwsze wrażenie robi średnie. Samolot zastąpiony został niebieskim naleśnikiem, lecimy w lewo, a nie w prawo, co trochę dezorientuje i momentami przeszkadza. Grafika wydaje się mniej interesująca, tereny raczej monotonne (losowo generowana rzeka w BM była świetna). Tu także miasta generowane są losowo, ale nieciekawie i szybko się nudzą, wydając się do siebie bardzo podobne. W zasadzie leci się analogicznie, a na pewnym pułapie można strzelać do celów naziemnych z działka (właściwie to z lasera), ale nie jest to tak wygodne, jak było wcześniej. Strzelać można w 8 kierunkach, przez co gdy chcemy skręcić w bok, ale strzelać do przodu, to ’tak se ne da’ – strzelamy też w bok i całe celowanie szlag trafia. Gdy przelecimy nad miastem, wypełniając misję, można przenieść się nad miasto nad wodą (taka kosmiczna Wenecja), a potem znowu wraca się nad ląd i tak w kółko. Misją w mieście jest zniszczenie (lub zebranie, co można wybrać w opcjach! – jakaś paranoja, że coś takiego trafiło do opcji!) jednego małego obiektu. W porównaniu ze zniszczeniem kilku różnych obiektów w starym BM, to ewidentny krok wstecz. Po paru przelotach, trafiamy na pierwszą bazę wroga. Tu zaczyna się zabawa, bo trzeba zniszczyć wszystkie pojazdy wroga i TO jest uznawane za zniszczenie bazy. Niestety bazy nie da się zbombardować, co mi się zupełnie nie podoba. Budynki bazy są niezniszczalne! Bazy są trzy, różnią się tylko kolorem i potem jest koniec gry. Blue Max: 2001 na Atari XL/XENawet nie trzeba wracać na swoje lotnisko, jak w BM. Dla mnie to po prostu niedoróbki. W ostatniej bazie niszczymy coś, co odkrywa prawdziwe korzenie wroga! Okazuje się, że nie jest on takim zwykłym „obcym”, ale zupełnie znanym nam narodem… Zobaczcie sami!

W sieci natknąłem się na różne opinie o tej grze. Pamiętam też z dawnych czasów, co mówili koledzy. Niestety, BM2001 nie był odbierany najlepiej. Sam też powyżej wyszczególniłem kilka jego wad, co może wywrzeć wrażenie, że nie przepadam za tą grą. Ale to nieprawda, choć celowo napisałem w takim tonie. Otóż tej grze należy dać szansę. Aby to zrobić, musimy patrzeć na nią jak na osobną grę, a nie na kontynuację Blue Maxa. Gdyby nie patrzeć przez pryzmat pierwowzoru, można skupić się na zaletach gry, których też przecież nie brakuje. Co ciekawe, kiedyś grałem w to tylko na Atari XL/XE, gdzie Blue Max był wprost genialny i dlatego rzuca taki cień na drugą część. Jednak na Commodore 64 Blue Max 2001 wygląda niemal identycznie, jak na Atari (z drobnymi szczegółami), ale pierwszy BM miał innego autora i był po prostu spieprzony. Moim zdaniem wersja na C64 była bardzo nieudana, anemiczna, niezbyt piękna i wygląda w porównaniu z Atari słabo. Oznacza to, że BM2001 na C64 powinien wydać się o wiele lepszy w porównaniu z pierwszą częścią!

Blue Max: 2001 na Commodore 64BM2001 jest dynamiczny, wymaga od gracza dobrego refleksu i potrafi zaskoczyć. Gdy przyzwyczaimy się do sterowania naleśnikiem, okazuje się, że ma on swoje zalety. Czasem strzelanie w boki, czy w tył może się bardzo przydać. Bombardować można wiele obiektów na ziemi, więc jest fajna zabawa w demolowanie. Niestety, jakbyśmy chcieli zniszczyć wszystko, to nawet możliwość zatrzymania lotu nie pomoże, gdyż braknie bomb na jeden przelot. Wrogie pojazdy czasem bywają dość wredne, szczególnie nad lotniskiem. Taki potrafi przylecieć i kręcić się nad graczem, strasząc go możliwością spuszczenia bomby i nie pozwala spokojnie się naprawić i naładować. Niszczenie bazy wroga też jest ciekawe, bo spełnia rolę bossa, jak bywało w większości japońskich gier shoot’em up. Przy okazji, dopiero teraz, gdy przeczytałem oryginalną instrukcję znalezioną w sieci (kiedyś nie miałem), dowiedziałem się, że na środku bazy wroga można wylądować i się naprawić w czasie ataku! A ja zawsze próbowałem zniszczyć bazę za jednym zamachem, przez co było to tak trudne!

Gdy dłużej pogramy w tę grę, robi się naprawdę fajna i przyjemna. Ale nie należy jej za bardzo porównywać z pierwszą częścią. Bo to jest jednak inna gra, chociaż instrukcja zaczyna się od zdania „Jesteś Max’em Chatsworth’em IX, potomkiem w linii prostej Max’a Chatsworth’a (…)”, co jest wyraźnym nawiązaniem do starszej gry. Jednak początek XXI wieku (rok 2001) okazał się naprawdę o wiele mniej futurystyczny niż przewidział autor gry, Bob Polin :). Nie mamy baz na innych planetach, ani nie latamy naleśnikami.
Jeśli pamiętacie tę grę z dawnych czasów i jedyne, z czym się kojarzy, to nieudana rekatywacja Blue Max’a, to dajcie tej grze jeszcze jedną szansę.

Panther na Atari XL/XEPo kilku latach (w 1987 roku), obok Blue Max’a 2001 pojawił się konkurent, który jeszcze bardziej przyćmił tę grę. Mówię o grze Panther, która potem już była bardzo często porównywana z BM2001, jednak zwykle stawiana na pozycji gry znacznie lepszej. Panther przede wszystkim powalał (znaną już dziś) muzyką David’a Whittaker’a, w opozycji do dość słabej muzyczki z BM2001. Kwestia gustu, ale mnie ta muzyka nigdy specjalnie nie porywała, w przeciwieństwie do Rule, Britannia! w starym BM. Panther na pierwszy rzut oka wyglądał bardzo podobnie do BM2001 – też leci się jakimś pojazdem, pod nim ziemia w zbliżonym kolorze. Różnica taka, że tu się ratuje ludzi i nic nie dewastuje (a szkoda). Jednak w gruncie rzeczy te gry nie są aż takie podobne, mają inny cel i gra się też inaczej. Panther na Commodore 64Niemniej wydaje mi się, że Panther ze swoją muzyką, odebrał Max’owi resztki sprzymierzeńców i skazał go na przegraną. Dziś, po latach, uważam, że nie do końca słusznie. Ale historii już nie zmienimy. Na Atarimanii, w chwili obecnej, BM2001 na 48 oddanych głosów ma średnią ocenę 4,3/10. W kontraście do 7,4 dla Panther i 7,7 dla Blue Max, wypada marnie.

A Wy jak myślicie? Jak oceniacie BM2001, a jak Panther? Może jeszcze z czymś innym Wam się kojarzy?

Na koniec, jak zwykle, obiecany filmik. Trochę pocięty, nie pokazuję na nim wszystkich nudnych fragmentów, bo by trwał długo. Zostawiłem trochę zwykłej strzelaniny i wszystkie bazy wroga, aż po samo zakończenie. Zobaczcie sami, cóż to takiego niszczymy w ostatniej bazie!

Otagowano , , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

O GadZombiE

Zajrzyj na stronę "O mnie i o stronie".

2 odpowiedzi na „Jak skończył (się) Blue Max: 2001?

  1. Grzegorz komentarz:

    Ale zdaje się, że gra miała znaczące ułatwienie w porównaniu ze zwykłym BM. Zderzenie ze statkiem powietrznym wroga nie powoduje końca gry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.