Jacek na odrzutowym bucie, czyli dlaczego lubię Atari

jetbootjack_atari_1Jakiś czas temu naszło mnie, by chwilę pograć w Jet Boot Jack. Czasem tak mam, że mi się przypomni coś starego i chcę to zobaczyć. Raz jest to stara gra, innym razem muzyka, której dawno nie słuchałem. Tym razem padło na trzydziestoletnią grę, którą pamiętam z głębokiego dzieciństwa jako jedną z tych, które cieszyły się dużą popularnością w moim domu. Grali rodzice, grała siostra – i to bardzo chętnie, grałem i ja, chociaż początkowo przejście więcej niż 2-3 pierwszych etapów było dla mnie cholernie ciężkie. Dziś przelatuję wszystkie 10 etapów w kilkanaście minut. No… nie zawsze. Czasem rozpieprzę się w pośpiechu o sufit, czy też odjeżdżająca winda walnie mnie w daszek od czapki. Z pewnością idzie mi o wiele lepiej niż wtedy, gdy miałem może z 10 lat.

jetbootjack_atari_postacJet Boot Jack jest grą bardzo zręcznościową. Praktycznie nic poza zręcznością i refleksem nie jest w niej potrzebne. Tym, którzy nie znają wyjaśnię, a tym, którzy nie pamiętają – przypomnę. Gracz porusza się Jackiem kuternogą, który nieco ulepszył swój jedyny but i przypiął do niego silnik od małego odrzutowca. Jako, że but jest głośny, to bardzo potrzebne mu są słuchawki na uszach, by wytłumić hałas. Odrzutowy but żre paliwo jak stara Wołga, więc trzeba często uzupełniać jego zapasy, ale na szczęście dość nowocześnie można nakarmić się różową pianką z sufitu. Gdy Jacek założył słuchawki, by wytłumić hałas, odkrył, że przydałaby się muzyczka, aby się nie nudzić. W tamtych czasach nie było empetrójek, a na walkmana nie każdego było stać, tak więc Jacek zbiera nuty i pauzy, by ułożyć z nich melodię. Gdy wyzbiera wszystko, przechodzi do następnego starego budynku, w którym windy jeszcze działają, jednak sufit sypie się dość poważnie i trzeba się często schylać, by nie nabić sobie guza. jetbootjack_atari_stworkiBudynki są nawiedzone przez złowrogie potwory, wiszące na ogonie koty, trupie czachy i gigantyczne strzykawki, więc trzeba uważać na każdym odrzutowym kroku. Większość potworów zdycha, gdy odpadnie od sufitu, więc można stanąć nad nimi i tupnąć, by się ich pozbyć. Jacek bardzo lubi skakać i tupać, ale źle to wpływa na jego buta. Prawdopodobnie wychlapuje mu się bokiem benzyna, więc nie można przeginać.

Jakby dziwnie to nie brzmiało, gra jest bardzo przyjemna w graniu. Naprawdę! Dlatego potrafię wrócić do niej po 20-kilku latach, przejść wszystkie etapy i wyłączyć. Szczerze mówiąc, to patrząc na to mam ochotę zrobić kiedyś remake tej gry, przy okazji wzbogacając ją o kolejne etapy, bo jest ich stanowczo za mało, a gra ma wielki potencjał z powodu dość fajnych elementów w etapach – windy różnego rodzaju, ruchome chodniki i spora liczba przeszkadzających stworków, które są z wyglądu całkiem sympatyczne.

jetbootjack_atari_2JBJ ma w sobie coś, co budzi we mnie miłe wspomnienia z dzieciństwa. Może to te dźwięki zbieranych nutek, może odgłosy „pękających” chmurek na koniec etapu, a może przyjemna dla oka kolorystyka. Pewnie wszystko naraz. Gdy to widzę i słyszę, od razu przypominam sobie, jak graliśmy z siostrą na zmianę i kłócili się o joystick. I tym sposobem naszła mnie też drobna refleksja, dlaczego tak bardzo lubię Atari. Przecież na dzisiejsze czasy, ten komputer ma o wiele mniejsze możliwości od najtańszego telefonu z Biedronki. Nie pokazuje zbyt pięknej grafiki, nie ma też wspaniałych dźwięków (chociaż je bardzo lubię), nie pozwala obejrzeć filmu na YT, ani pogadać przez Skype. W zasadzie to niewiele poza graniem można na nim zrobić. Ale jednak kiedyś to był luksus, a wymagania mieliśmy mniejsze. I gdy tak patrzę na te stare gry, wciąż przypomina mi się dzieciństwo. Są takie wybrane gry, z których tylko kilka dźwięków, czy jakiś obrazek wystarczy mi, by poczuć się znowu, jakbym był dzieckiem – Trailblazer, Jet Boot Jack, Keystone Kapers, River Raid, Ghost Chaser, Pole Position, czy Boulder Dash. Jest ich znacznie więcej, ale przecież nie wymienię wszystkich. Dziś często siadam i choćby na kilka minut chcę zobaczyć którąś z tych staroci, by poprawić sobie samopoczucie, a po chwili wracam do rzeczywistości. To genialny wehikuł czasu, w którym można przejechać się o 20-30 lat wstecz, a po chwili wrócić. Uwielbiam to i chyba już nigdy nie przestanę uwielbiać. Oby emulatory Atari nigdy nie zginęły! I nie tylko Atari, bo to samo dotyczy pozostałych komputerów z tamtych lat. Wszystkie działają na mnie tak samo dobrze. Chyba widać, że spędziłem większość dzieciństwa w świecie gier i komputerów. Ale nie żal mi tego czasu. Ani trochę!

Tymczasem obejrzyjcie sobie kawałek z Odrzutowego buta Jacka i jeśli nie znacie, to pograjcie. Warto. Grę wraz z emulatorem można znaleźć w necie bez żadnych kłopotów.

Otagowano , .Dodaj do zakładek Link.

O GadZombiE

Zajrzyj na stronę "O mnie i o stronie".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.