Defender – kosmiczna zadyma dla prawdziwych twardzieli (cz. 3 z 3)

To trzecia część artykułu. Przeczytaj najpierw drugą.

Dropzone_Atari_title

Klony i inspiracje Defenderem

Nie jest żadną nowością, że na każdej klasyce inni się wzorują. Klonów Defendera powstały niezliczone ilości, więc nie będę się na ich temat bardzo rozwodził.

Ciekawszym tematem (bardzo obszernym i w zasadzie odrębnym) są gry, które tylko częściowo czerpią z Defendera, rozwijając jego pomysły w różne strony. Takich gier również jest cała masa, więc wspomnę o kilku, które uważam za ciekawsze, bardziej popularne, albo które po prostu sam znam i akurat o nich teraz pomyślałem :). Jeśli znacie inne gry, które do tego tematu pasują, a o nich nie wspomniałem, to śmiało piszcie w komentarzach pod spodem. Bardzo chętnie poczytam, a może i między czytelnikami rozpocznie się jakaś dyskusja.

Dropzone na Atari XL/XEPierwszy na myśl przychodzi mi Dropzone. Fenomenalna konwersja i rozwinięcie pomysłu Defendera! To właśnie Dropzone znałem jeszcze przed Defenderem i dlatego wcześniej pisałem, że sam Defender na Atari nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Pierwsze dobre wrażenie zabrał dla siebie Dropzone. Jak na swoje czasy (1984 rok) gra wyciska ostatnie poty z atarynki. Jest niesamowicie szybka i przy tym płynna, sprawna i efektowna. Na ekranie wiele się dzieje, a gracz – podobnie jak w Defenderze – może mieć problem z przeżyciem dłużej niż kilka sekund ;). Interesującą zmianą jest ratowanie ludzi (tu wyglądają jak kółka zębate, ale to nic…) i odstawianie ich pojedynczo do bazy. Zrobione to jest fachowo, wygląda fajnie i daje graczowi poczucie, że ma ważną misję do spełnienia. Najpierw uratować ludzi, a potem wykosić obcych.

Genialnym pomysłem też jest zwiększenie częstotliwości strzelania. Gracz strzela po wciśnięciu fire i po jego puszczeniu! Gdy się często wciska fire, pociski lecą jak z karabinu. Autor, Archer Maclean, zadbał o to, by efekty cząsteczkowe były równie dobre, jak w Defenderze. Wybuch gracza po zetknięciu z obcym to piękny fajerwerk. Warto zobaczyć! Dropzone trafił też na Commodore 64 i został odwzorowany z Atari niemal w 100% (zrobił to sam autor gry). Później pojawił się też na SNES, Game Boy Advance i PlayStation jako Super Dropzone, gdzie wygląda również bardzo dobrze, a grafika jest nieco bogatsza. Dla zwykłego NES także powstał, ale znacznie później (w 1992) i nie był już stworzony przez tego samego autora, co nie zmienia faktu, że także jest bardzo dobrze wykonany.

Równie ciekawą grą czerpiącą z Defendera jest Repton, którego opisywałem ostatnio dość dokładnie, dlatego teraz nie będę o nim więcej pisał.

Choplifter na Atari XL/XEWbrew pozorom bardzo zbliżoną grą do Defendera, która sama już jest klasyką, jest Choplifter! znany z Apple II, Atari (łącznie z Atari 7800), Commodore i wielu innych platform, w tym też automatów. Pozornie inna gra, ma praktycznie te same cele. Ratowanie ludzi, strzelanie do hord wroga. Różnica polega tylko na tym, że tu ludzi bierze się na pokład śmigłowca, a wrogów jest sporo także na ziemi. Zawsze bardzo lubiłem Chopliftera. Ta znakomita gra jest również trudna, ale nie aż tak jak pierwowzór :).

Chopper Command_A2600Poza tym, że na Atari 2600 powstał Defender, Activision także stworzyła grę, która miała być odpowiedzią na Defendera: Chopper Command. Zasady praktycznie te same, jednak akcja przeniosła się na Ziemię, gracz steruje helikopterem (jak w Choplifter!) i ładuje do samolotów i innych śmigłowców, broniąc… czołgi. Jak na A2600, gra jest całkiem nieźle wykonana. A te śmigłowce i samoloty jakieś takie podobne do tych… z River Raid? 🙂

W 1989 roku powstała gra Revenge of Defender, w niektórych częściach świata zwana też Starray. Stworzyła ją grupa Logotron Ltd., a wydał ją – jeszcze wówczas istniejący – Epyx. Dla mnie to mało znana pozycja, choć dostępna była na kilka komputerów: Amiga, Atari ST, Commodore 64 oraz PC/DOS. Revenge of Defender_Commodore64Tytuł mocno nawiązuje do starego Defendera, a na winiecie jest napisany tak, aby z nim się kojarzył. Winieta w wersji Starray jest już zupełnie inna. Chociaż graficznie Starray prezentuje się przyzwoicie, to brakuje mu grywalności. Gra jest znacznie mniej dynamiczna, na ekranie jakoś mało się dzieje, a przecież możliwości ku temu są spore. W tle przesuwa się ładna grafika metodą parallax scrolling’u, obiekty są kolorowe i animowane, jednak rozgrywka jest mało ciekawa. Wersja na PC jest bardzo słabiutka technicznie i śmiem twierdzić, że na C64 prezentuje się znacznie lepiej. Na Amidze i Atari ST już jest efektownie. Podstawową wadą tej gry jest brak ludzi na powierzchni planety oraz brak nierówności powierzchni. Płaskie podłoże jest strasznie nudne, a zamiast biegających ludzi mamy małe, statyczne budynki. W efektach graficznych brakuje mi najbardziej partikli (efekty cząsteczkowe, czyli latające śmieci po ekranie), które w Defenderze były przecież bardzo istotnym detalem!

Kolejna interesująca pozycja w klimacie Defendera to dwie części gry Protector. Zaraz powiecie, że to już co innego, ale… czy na pewno? Znowu sterujemy pojazdem latającym, znowu ratujemy ludzi i strzelamy do latających obcych. Protector 2_Atari_2Tylko tu trzeba przerzucić ludzi z miasta do miasta, ratując ich skórę przed przerażającą śmiercią w lawie w głębi wulkanu! Rewelacyjna gra, choć graficznie uboga, wypełniała całe moje dzieciństwo i do dziś jest jedną z moich ulubionych gier. No i muzyka w niej, która wyryła mi się w głowie, okazała się w końcu pięknym i krótkim utworem z muzyki klasycznej Solfeggio Carla Philippa Emanuela Bacha, jednego z synów Jana Sebastiana. Podobno katowani nią są uczniowie szkół muzycznych, bo idealnie nadaje się do treningu :].

Protector na małe Atari był na tyle dobry (choć nie był wolny od błędów), że powstała jego druga część, którą przeniesiono też na Commodore 64. Trochę bardziej rozbudowana, ale bardzo podobna i zawiera nadal tę samą muzykę. W dwójce gra się już ciekawiej, animacja jest nieco bardziej płynna, choć wciąż w wielu miejscach skokowa. Na C64 wygląda lepiej, jest płynniejsza. Zwróćmy też uwagę na fakt, że Protector powstał w tym samym roku, co Defender (1981), a druga część rok później.

Takich gier, bliższych i dalszych Defenderowi są dziesiątki, albo i setki. Wielu nie widziałem, o wielu tylko słyszałem, w wiele innych grałem. Najważniejszy w tym wszystkim jest nurt gier typu shoot’em up (shmup), których w latach 80-tych i na początku dziewięćdziesiątych powstawały naprawdę setki. Większość z nich ma swoje korzenie w Space Invaders, Galaxian i Defender’ze.

Epilog

Defender to wspaniała gra, która wpisała się w historię gier komputerowych, jak mało która. To sedno prawdziwej klasyki Klasyki, bez wątpienia. I za to należy jej się wielki szacunek. Jej twórcom, oczywiście, też. Na pewno, gdyby nie powstał, to w końcu pojawiłaby się inna gra, która zastąpiłaby jego miejsce. Ale jednak to właśnie Defender jest tak ważny, gdyż wprowadził tyle nowych elementów. Jest wielki!

Space Invaders, Galaxian, Defender

Do napisania tego artykułu, poza wiedzą nabytą przez niemal całe moje życie, posiłkowałem się też angielską Wikipedią (http://en.wikipedia.com), fantastycznym serwisem Gaming History (http://www.arcade-history.com), Atarimanią (http://atarimania.com), jak i w mniejszym stopniu innymi znalezionymi materiałami.

Otagowano , , , , , , , , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

O GadZombiE

Zajrzyj na stronę "O mnie i o stronie".

Jedna odpowiedź na „Defender – kosmiczna zadyma dla prawdziwych twardzieli (cz. 3 z 3)

  1. Gamera komentarz:

    Wspaniały klasyk. Dziękuję za przypomnienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.